Porozmawiajmy o samochodach.

To jest tylko krótka informacja na temat nowości, jakie pojawiły się na salko.pl. W ostanim czasie przygotowałem forum dla sklepu z częściami Salko. Będzie to miejsce, w którym klienci (ale nie tylko klienci) mogą rozmawiać z pracownikami sklepu oraz między sobą, wymieniając poglądy odnośnie samochodów, a w szczególności samochodów francuskich.

Rozmowy mogą odbywać się w kilku różnych działach forum. Specjaliści z Salko będą odpowiadać na problemy z citroenami, renault i peugeotami w przygotowanych do tego forach. Jest również forum do dyskusji na temat innych marek samochodów, ale tutaj doświadczenie pracowników firmy Salko z pewnością jest mniejsze.

Poza poradami na temat części samochodowych, ich montażu i wymiany oraz sposobów znajdowania usterek, znajdują się tam również miejsca, w których można porozmawiać na temat tuningu samochodów, czy nowości ze świata motoryzacji. Zapraszamy również wszystkich motofanów do zaprezentowania swoich pojazdów w dziale pokaz samochodów.

A jeśli chcielibyście kupić lub sprzedać samochód, to również znajdziecie odpowiednie miejsce do tego na forum.salko.pl. Chwilowo forum jest dosyć pustę, ale myślę, że z biegiem czasu będzie ono zapełniało się ciekawymi informacjami ze świata samochodów. Już teraz zapraszam do zadawania pytań odnośnie samochodów i części do nich. Z pewnością na każde otrzymacie odpowiedź.

17. Sierpień 2009 przez Michał Cieślak
Kategorie: Handel, Samochód, Wirtualny Świat | Tagi: , , | Napisz komentarz

Zmiany …

Dlaczego w życiu tak bardzo lubimy zmiany? Czemu tak ich potrzebujemy i co nas do tego skłania? Chyba każdy odczuwa taką potrzebę. Raz na jakiś czas trzeba zrobić remont w mieszkaniu, albo chociaż coś poprzestawiać w inne miejsce. Samochodem też nie jeździmy jednym przez calutkie życie. Tak samo jest z telewizorem, komputerem, telefonem komórkowym, stronami interentowymi, a często również z partnerami życiowymi.

Człowiek z natury pragnie zmian…

Wydaje mi się, że dążenie do zmian jest zapisane gdzieś w naszej naturze. Przecież większość ludzi tak chętnie podróżuje po świecie. Gdy tylko dostajemy urlop w pracy, to myślimy o wyjeździe (chyba, że brakuje nam pieniędzy lub mamy coś ważnego do zrobienia w czasie urlopu). Chęć poznania świata to jedno – ale chęć zmiany swojego otoczenia to coś zupełnie innego. Sam nieraz doświadczyłem, że gdy gdzieś pojadę, wydaje mi się w tym miejscu bardzo fajnie. Zazwyczaj mam wrażenie, że jest fajniej, niż tam gdzie mieszkam obecnie (i nie chodzi mi już teraz o to, że mieszkam w Bytomiu ;) ). Gdy jeździłem do Krakowa na kurs rysuku, wydawało mi się to ekstra miejscem. Gdy tam zamieszkałem, to już po kilku tygodniach fascynacja minęła i stało się to miejsce normalnym, dostępnym codziennie – stało się to codziennością.

Zanim kupiliśmy sobie mieszkanie w Bytomiu, to miałem wrażenie, że jest to rewelacyjne mieszkanie. Wysokie i duże pomieszczenia, ogromna łazienka, w sypialni duże łóżko, itp.  Teraz, po ponad roku mieszkania w tym miejscu, już mam ochotę wszystko zmienić. Pewne rzeczy już nie są takie rewelacyjne i zaczynam dostrzegać jego wady. Dopiero co wczoraj przemeblowaliśmy salon i pokój dziecięcy, by przygotować się na przyjście naszej drugiej pociechy, Elwirki – i muszę przyznać, że samopoczucie odrazu jest lepsze. Wychodzi więc na to, że zmiany są bardzo ważne dla nas i pomagają nam sprawnie żyć.

Osoby, które nigdzie nie wyjeżdżają, bo np. cały czas pracują, zazwyczaj chętniej dokonują zmian w swoim mieszkaniu. Rekompensują sobie w ten sposób brak wyjazdów w inne miejsca. Zamiast zmienić miejsce przebywania – zmieniają otoczenie, w którym przebywają. Efekt w nastroju i optymizmie człowieka jest podobny. Brakuje tylko fascynacji eksploracją nowych terenów, ale i tak warto jest choć w ten sposób rozbijać monotonię codziennego życia.

Praca.

Praca również jest tutaj istotna. Wydaje mi się, że dobrze jest od czasu do czasu ją zmienić. Jeśli nawet nie mamy możliwości zmiany samej pracy, bo jak wiadomo, o pracę często jest bardzo trudno – a przecież nie wszędzie dostaniemy takie same warunki finansowe. To przynajmniej można próbować zmieniać zakres wykonywanych obowiązków, czy też sposób ich wykonywania. Nawet codzienna droga do pracy może być za każdym razem inna. Ja np. gdy wracam do domu, jeżdżę trzema różnymi drogami. Za każdym razem mogę obserwować inny krajobraz. Oczywiście nie zawsze o tym pamiętam, ale bardzo mi się to podoba. Czasem warto też zabłądzić, czy też pojechać dłuższą drogą, tylko po to, by zobaczyć, że są również w naszym najbliższym otoczeniu miejsca, których jeszczene nie odkryliśmy.

Reasumując… czasem wystarczy tylko przestawić biurko w inną stronę lub przesunąć lekko telewizor, by nasza codzienność zmieniła się w coś zupełnie nowego. Innym razem trzeba zrobić odrobinę więcej: wyjechać na wakację, zmienić pracę, wyremontować całe miszkanie, kupić nowy samochód – albo urodzić dziecko. Cokolwiek, byle życie znów zaczynało być dla nas czymś fascynującym, czymś co możemy odkrywać na nowo. Nie zawsze trzeba się rozwieść, żeby poznać kogoś nowego. Czasem wystarczy, że z tymi samymi osobami pójdziemy w zupełnie nowe miejsce, a odkryjemy, że tam one również są zupełnie inne.

Życzę Wam dużo fascynujących zmian w Waszym życiu, by było ono każdego dnia ciekawe i nigdy nie stawało się monotonne.

Michał Cieślak

17. Sierpień 2009 przez Michał Cieślak
Kategorie: Człowiek | Tagi: , , , | 1 Komentarz

Sens życia – o co w tym wszystkim chodzi

Przed chwilą zakończyłem pisać na temat filmu Joe Black i wspomniałem tam na temat sensu życia. Po filmach tego typu przychodzi nastrój na takie właśnie rozmowy. Niestety o godzinie 23:40 ciężko znaleźć rozmówcę, więc pomyślałem, że poruszę ten temat szerzej na blogu. Jak widzę po statystykach wchodzi tutaj kilka osób dziennie, więc mam nadzieję, że ktoś z Was pozostawi swoje rozmyślania na ten temat w komentarzach.

O co właściwie chodzi w naszym życiu?

Nie wiem jak często i czy wogóle zastanwialiście  się nad tym, po co tak właściwie żyjemy. Ja zastanawiałem się już wiele razy i moje odczucia są bardzo mieszane. Z jednej strony od najwcześniejszych lata życia, dzieciom wpaja się do głowy (tak jest przynajmniej jeśli chodzi o Chrześcijaństwo), że to nasze obecne życie jest tylko drogą do tego, co będzie po naszej śmierci. Jest swego rodzaju egzaminem, w którym nie wiadomo jak należy odpowiedzieć, by odpowiedź była właściwa. Ja jednak po przeżyciu 25 lat na tym świecie, nie jestem tego taki pewien i mam nieco odmienne zdanie na ten temat.

Niestety wkraczamy tutaj również w obszary wiary i religii, co dla niektórych jest tematem tabu, o którym woleliby nie rozmawiać. Przyjmują to, czego zostali nauczeni przez lata i nie chcą nawet słuchać, że może to wyglądać jednak inaczej. Gdyby ludzie nie poddawali w wątpliwość rzeczy ogólnie przyjętych za właściwe i prawdziwe, to teraz zapewne nie mógłbym tego napisać na komputerze, bo nadal bylibyśmy w średniowieczu albo jeszcze wcześniej (Ziemia byłaby wciąż płaska).

Moje zdanie jest takie, że po śmierci nie ma nic. A jeśli nawet coś jest, to i tak nie będziemy w stanie tego sobie wyobrazić. Jest to coś poza naszymi możliwościami pojmowania. Niestety, wyobrażenie sobie, że nas zwyczajnie nie ma, również jest dla większości ludzi niemożliwe. I może to jest całkiem dobre. Obawiam się jednak, że tak właśnie może być. Nie pamiętamy tego co było przed naszymi narodzinami – nie było nas i jakoś żyjemy z tym na codzień. Ale nie chcemy przyjąć, że po śmierci znów nas nie będzie. Nigdy więcej już nas nie będzie. Jesteśmy tu i teraz – dlatego powinniśmy się skupić właśnie na tym, co tutaj mamy.

Mam wrażenie, że założenie, że po śmierci wciąż będziemy (gdzieś, w jakiś niewyobrażalny sposób) powoduje odwrotne działania, niż pierwotnie założono.  Otóż ktoś kto wymyślił taką teorię zakładał, że jeśli powiemy ludziom, że mają się starać być dobrymi, bo zasłużą na życie po życiu, zakładał chyba, że ludzie staną się dzięki temu lepsi. I pewnie wiele osób w to wierzących rzeczywiście stara się bardziej. Ale jest też znaczna grupa, która uznała, że skoro po śmierci i tak będziemy „żyć”, to w tym życiu nie musimy dbać o nic. A może gdyby nie było tej nadziei, tego myślenia, że Ci co umarli są nadal z nami, to bardziej docenilibyśmy to, co mamy. Zaczęlibyśmy bardziej doceniać naszych najbliższych, przyjaciół – fakt, że możemy żyć. A także to, że możemy żyć w takim wspaniałym świecie, w którym nie zjadają nas lwy albo nie czai się na nas sąsiad z karabinem. Sytuacja naszego kraju jest raczej stabilna i powinniśmy się z tego cieszyć. Ale gdy posłuchamy siebie, to niestety nie możemy powiedzieć, że jako naród jesteśmy radośni.

Ale co z tym sensem życia…

Właśnie… ja tak już mam, że prowadzę dyskusje wielowątkowo. To jest tak jak z rysowaniem – na kursie przygotowawczym do egzaminów na architekturę uczono nas, że nie można narysować najpierw tego co jest na pierwszym planie, a dopiero potem zająć się tłem. Obraz powinien powstawać jednocześnie. Tło i element z pierwszego planu są ściśle powiązane i wzajemnie na siebie wpływają. Ciemność tła pozwala wydobyć to co na pierwszym planie, ale jeśli obiekt blisko nas jest ciemny, to tło musi być jasniejsze, etc. I tak samo jest w dyskusji. Szczególnie na tematy filozoficzne, gdzie nie można mówić o jednym, nie wspominając o czymś innym.

Wracając więc do sensu życia. Jeśli zakładamy, że jest życie po życiu, to w jakimś stopniu mamy wyjaśnienie. Otóż żyjemy po to, by zasłużyć na coś lepszego. Po co jednak nam to życie po śmierci – tego się zapewne będziemy mogli domyślać dopiero wtedy, gdy tam dotrzemy. Ale jeśli założymy, że jednak istnieje tylko to jedno jedyne życie jakie mamy w tej chwili. Ten krótki czas, w jakim przyszło nam pojawić się, by potem zniknąć na wieczność. Jaki wtedy mielibyśmy sens, by żyć?

Ja na to pytanie odpowiedziałbym następująco: żyjemy po to, by być szczęśliwym i dawać szczęście innym. I wydaje mi się, że to wystarczy, by wszystko inne się układało. Osoby szczęśliwe uszczęśliwiają następnych. Gdy jesteśmy radośni, to mamy więcej chęci do życia i do pomagania i do pracy i do wszelkich innych czynności. Zwróćcie uwagę, że zazwyczaj osoby, które dotknęła jakaś przykrość (np. niepełnosprawność) , potrafią w dużo większym stopniu docenić to co mają. I paradoksalnie dzięki temu sprawiają wrażenie ludzi pogodniejszych i szczęśliwszych. Jak powszechnie wiadomo, rzeczy docenia się dopiero wtedy, gdy się je straci. Gdy ktoś traci wzrok, zaczyna doceniać inne zmysły i z nich lepiej korzystać.

Inny przykład mógłby być taki… Zakładamy, że mamy mieszkanie – jden pokój, kuchnia i łazienka. Przez  większość życia narzekamy, że jest małe, ciasne, że nie daje szansy na powiększenie rodziny, etc. Ale przychodzi taki moment, że tracimy to mieszkanie w skutek np. pożaru. Nie mamy się gdzie podziać. Wtedy zaczynamy myśleć całkiem inaczej. W takich chwilach to mieszkanie byłoby dla nas czymś wspaniałym. I tutaj właśnie wracamy do sedna sprawy. Jesteśmy nieszczęśliwi, bo nie dostrzegamy piękna i nie doceniamy tego, co mamy.

Nie doceniamy naszych rodziców za to, że przez tyle lat nas wychowywali. Mamy do nich pretensje, że nie pozwalają nam np. wracać do domu później. Nie doceniamy szkoły za to, że nauczyliśmy się tam pisać, liczyć, komunikować z innymi – narzekamy, że musieliśmy tam chodzić zamiast bawić się w domu. Nie doceniamy tego, że mamy rząd i demokrację – a jedyne co to narzekamy na tych, których sami wybieramy. Nie doceniamy swoich żon czy mężów. Ciągle dążymy do czegoś innego. Staramy się coś zmienić. Może to ma pewien sens i pozwala nam się rozwijać cywilizacyjnie. Ale czy rzeczywiście tak jest. Poszukiwanie czegoś, czego w danej chwili nie mamy, a wydaje nam się, że chcielibyśmy to mieć sprawia, że pędzimy w naszym życiu bardzo szybko. Zużywamy je często na sprawy, o których powiemy pod koniec naszego życia, że nie miały sensu.

Zastanówmy się nad współczesnym światem i regułami, jakie w nim się wytworzyły. Człowiek zazwyczaj idzie następującą ścieżką. Uczy się, poświęca czas na naukę, by w przyszłości móc podjąć jakąś pracę. Gdy już się nauczy, zaczyna szukać pracy i okazuje się, że jeszcze długa droga przed nim. A pracy potrzebuje, bo przecież chciałby sobie kupić mieszkanie. Więc szuka pracy… szuka… i znajduje dobrze płatną pracę, ale daleko od miejscowości, w której do tej pory mieszkał (z rodzicami). A zatem musi kupić mieszkanie lub wynająć, by tą pracę podjąć. Następnie stara się uzbierać na samochód, który będzie służył mu do tego, by co jakiś wrócić do miejsca, w którym zostawił rodziców – a także do tego, by do tej wspaniałej pracy dojechać. Co dalej… gdy już znajdzie pracę, to albo nie chce dzieci, bo musi chodzić do pracy – albo decyduje się na dziecko, ale szybko zostawia je pod opieką niańki lub oddaje do żłobka, a w niektórych przypadkach oddaje w ręce babci. I znów musi starać się o lepszą pracę, bo przecież dzieci kosztują. Kosztuje ich edukacja, by mogły one w przyszłości znów kupić sobie mieszkanie i samochód – podjąć pracę – a w rezultacie od nas odejść.

Jakie z tego można wyciągnąć wnioski. Pracujemy po to, by kupić rzeczy takie, które potrzebne są nam po to, by pracować. A zatem może warto się nad tym zastanowić – czy rzeczywiście musi tak być, że nie możemy wszyscy mieszkać w jednym domu? Czy nie możemy pracować mniej, a więcej czasu spędzać razem ze sobą, z dziećmi, z rodziną, przyjaciółmi, w ogrodzie, na basenie, nad wodą, na rybach, przy grze w szachy, jeżdżąc na nartach, rozmawiając o sensie życia, itd. Czy wtedy nie bylibyśmy szczęśliwsi? Mniej pracy, mniej wydatków, więcej czasu -> więcej szczęścia, czyli więcej sensu w życiu. Niestety jest to świat całkowicie utopijny, ale przy odrobinie starania, możemy być bardzo blisko takiego świata. Wystarczy  troszeczkę zwolnić i mieć więcej czasu na dobre życie. Sam bym chciał, ale nie potrafię – może Wam się uda. Gdy człowiek jest szczęśliwy, to nie przeszkadza mu nawet choroba czy inne przeciwności. Dlatego cieszmy się tym co mamy i doceniajmy ludzi, których mamy. Okazujmy sobie miłość i szacunek. A wtedy nasze życie nabierze sensu… to życie, które teraz mamy. Ta cudowna chwila, w której możemy spotkać tylu wspaniałych ludzi. Przeżyć tak wiele cudownych chwil. Ale to wymaga chęci i patrzenia poza schematy, co jest niestety bardzo, bardzo trudne.

Życzę Wam, by nie brakowało Wam radości i szczęścia. Reszta wtedy nie ma znaczenia…

Michał Cieślak

16. Sierpień 2009 przez Michał Cieślak
Kategorie: Człowiek | Tagi: , , | Napisz komentarz

Film Joe Black i piosenka końcowa

Zauważyłem w statystykach, że sporo osób szuka piosenki końcowej z filmu Joe Black. Pod koniec tego wpisu jest informacja o tym, kto jest autorem. Jest to taki „grubszy” Pan, który już niestety nie żyje.

Właśnie skończyłem oglądać w telewizji film, który oglądałem już chyba ósmy raz i za każdym razem czuje się świetnie po nim. Nie tak dawno pisałem o marnowaniu czasu przed telewizorem – wspomniałem tam też o filmach, które coś nam przekazują. O takich, które wpływają na nasze życie. Właśnie Joe Black jest jednym z tych filmów.

Pomimo tego, że mamy go na DVD i możemy oglądać praktycznie w każdej chwili, to jednak jak tylko leci w telewizji, chętnie zasiadam przed ekranem i z zapartym tchem oglądam do samiutkiego końca. Film jest w mojej opinii jednym z najlepszych filmów, które przyszło mi w życiu oglądać. Pomimo tego, że wiem dokładnie co w nim będzie, to historia w nim zawarta ma w sobie tak wiele optymizmu, że ogląda się go doskonale za każdym razem. Po takim filmie człowiek chce żyć (choć film opowiada przecież o śmierci) – i to chce żyć dobrze. Tak, by być dobrym człowiekiem.

Wiem, że bycie dobrym człowiekiem wcale nie jest takie łatwe, ale wydaje mi się, że warto się o to starać. I nie chodzi mi tu już o żadne sprawy związane z życiem po śmierci. Chodzi raczej o to, jak żyjemy teraz i co dajemy temu światu. Co po nas pozostanie. Czy nasi najbliżsi będą o nas myśleć dobrze, mówić dobrze – czy będzie rzeczywiście im brak naszej osoby? To są pytania związane z naszą egzystencją. Z sensem życia.

Jeśli ktoś jeszcze nie zna tego filmu, to gorąco polecam. Film opowiada historię jednego bogatego człowieka, po którego przychodzi śmierć. Śmierć przychodzi pod postacią człowieka i pragnie zasmakować życia. Aby jednak w pełni móc posmakować życie, musi mieć kogos, kto go po tym człowieczym świecie oprowadzi. I taka jest właśnie rola tego bogatego człowieka. Śmierć, grana przez Brata Pitta, zakochuje się w w córce wspomnianego bogacza i nie jest chętna do opuszczenia naszego ludzkiego świata. Sprawa jest dodatkowo skomplikowana faktem, że śmierć (tytułowy Joe Black) przychodzi pod postacią człowieka, którego owa córka poznała rankiem w kawiarni. Nie może ona zrozumieć co się stało i czemu Joe nie jest taki sam, jak był jeszcze rano w kawiarni.

To tylko taki krótki opis o czym jest film. Ale tak w zasadzie powinienem napisać, że film jest o tym, że należy żyć dobrze, bo nigdy nie wiadomo kiedy przyjdzie na nas czas – a wtedy może być już za późno, by naprawić nasze złe uczynki, czy zakończyć pewne sprawy. Joe Black to bardzo wzruszający i poruszający film. Powoduje, że człowiek zaczyna myśleć o sprawach, o jakich na codzień nie ma czasu pomyśleć. A wydaje mi się, że czasem powinniśmy usiąść, zamknąć oczy i zastanowić się nad tym czy nasze życie jest takie, jakim chcielibyśmy aby było. A przede wszystkim czy my sami jesteśmy tacy, jakimi chcemy. Czy robimy rzeczy dobre, sensowne – czy też po prostu żyjemy dalej nie przejmując się jakością naszego życia.

Na zakończenie chciałbym Wam jeszcze polecić muzykę, która pojawia się w filmie przy napisach końcowych. Pomimo, że nie popieram piractwa, to jednak polecam poszukać w google „ISRAEL KAMAKAWIWO’OLE – Somewhere over the rainbow”. Piosenka idealnie nadaje się właśnie do tej chwili z zamkniętymi oczami.

Pozdrawiam

Michał Cieślak

15. Sierpień 2009 przez Michał Cieślak
Kategorie: Człowiek, Film | Tagi: , , | 2 komentarzy

Dziewczyna mojego kumpla

Przed chwilą pisałem o Epoce Lodowcowej, ale ponieważ dzisiaj oglądałem film „Dziewczyna Mojego Kumpla” (My Best Friend Girl), to postanowiłem, że napiszę również słówko o tym filmie. Dzisiaj oglądałem go już po raz siódmy w moim życiu i podejrzewam, że nie jest to ostatni raz. Pierwszy raz oglądałem go w kinie, po serii kilku nieudanych filmów, które bardzo negatywnie wpłynęły na mój odbiór kinomatografi. Na szczęście poszliśmy na ten film (po obejrzeniu zapowiedzi już wiedzieliśmy, że może być ciekawy) i kino odzyskało reputację w moich oczach.

Ale przejdźmy może do samego filmu. Dlaczego postanowiłem o nim napisać? Być może dlatego, że jest to jeden z nielicznych filmów (komedii), które potrafią rozbawić do łez, a czasem nawet powodować problemy ze złapaniem oddechu – to również z powodu śmiechu. Jest to film dla ludzi, którzy potrafią śmiać się z rzeczy obrzydliwych i różnych innych, z których czasem śmiać się nie wypada. Nie polecam go osobom, które są fanatykami religijnymi czy też ludźmi, którzy nie tolerują wulgaryzmów, gdyż te również pojawiają się w czasie filmu.

A zatem o czym jest ten film? Jest to historia faceta, który zarabia pieniądze na dwa sposoby. Pracuje w firmie sprzedającej oczyszczacze powietrza – i dobrze się przy tym bawi przyjmując telefonicznie reklamacje klientów. Druga jego działalność polega na tym, że pomaga parom wrócić do siebie. Dokładniej stara się pokazać kobietom, że mogą trafić na gorszego faceta, niż ten, z którym ostatnio się rozstały. Aby to osiągnąć, umawia się z taką spragnioną nowych znajomości kobietą, i odstawia przedstawienie, w którym pokazuje jej jak źle może być z kimś innym. Oczywiście kobiety po takiej randce nie chcą go już więcej widzieć i dzwonią do swoich byłych, że miały najgorszą randkę w życiu. I tak to się kręci.

W pewnym momencie trafia jednak na kobietę, z którą nie udaje się tak łatwo. Jest to niedoszła dziewczyna jego najlepszego przyjaciela. Niestety zakochuje się on w niej i nie potrafi wykonać zadania, na które namówił go przyjaciel, by jego przyjaciółka stała się jego dziewczyną. I może brzmi to jak kolejna komedia romantyczna (i tak w rzeczywistości jest), ale to co dzieje się w czasie tego filmu, rozbawia do łez.

Oglądałem ten film z różnymi osobami, ale scena z goleniem brwi przez aktora znanego przede wszystkim z „szarlotki” w American Pie , u każdej spowodowała lawinę śmiechu, więc mogę śmiało twierdzić, że z Wami też tak będzie. A to co dzieje się na weselu siostry wspomnianej już dziewczyny, to totalna rozwałka imprezy. Najlepszy chyba jest punkt: „No mamuśku, sam się ssał nie będzie…”. Więcej nie zdradzę. Jeśli Was to zaciekawiło, to gorąco polecam. Nawet chyba bardziej niż epokę.

Ostrzegam jednak, że trzeba mieć poczucie humoru, które pozwala śmiać się ze wszystkiego.

Michał Cieślak

15. Sierpień 2009 przez Michał Cieślak
Kategorie: Film | Tagi: , | 2 komentarzy

Epoka lodowcowa 3 w wersji cyfrowej 3D

Ostatnio miałem okazję być w kinie właśnie na Epoce lodowcowej 3 i muszę przyznać, że zgodnie z tym co pokazane było w zapowiedziach filmu, jest to film, który warto obejrzeć. A ponieważ jest grany również w wersji 3D, tym bardziej nawet polecam pójście do kina. Choć oczywiście wiąże się to z większym wydatkiem, niż za normalny bilet. Ale obraz jest zdecydowanie lepszy niż w tradycyjnej wersji – a do tego dochodzi jeszcze efekt trójwymiarowości obrazu.

Zawsze fani tego filmu animowanego pytają, czy ta część jest lepsza niż część pierwsza i druga. I tutaj też można to pytanie postawić. W mojej subiektywnej ocenie twierdzę, że jest ona znacznie lepsza niż część druga. Odnośnie zaś porównania do pierwszej, to wydaje mi się, że nie da się tego porównać. (a nawet nie powinno). To tak jak z Matrixem. Pierwsza część ma w sobie zawsze to coś nowego – ten nowy pomysł i element zaskoczenia – czego nie  znajdziemy już w kolejnych częściach filmów. I tak, np. nie jest zaskoczeniem, że wiewiór usiłuje zdobyć żołędzia i jak zwykle mu to nie wychodzi.

A skoro już wkroczyliśmy na temat wiewióra, to trzeba przyznać, że w tej części dowiadujemy się więcej na temat jego życia. Jest kilka powalających scen, dzięki którym możemy się śmiać do łez. Jak choćby walka o żołędzia z „wiewiórzycą”. O wydepilowanej klacie nawet nie będę pisał, bo to po prostu trzeba zobaczyć samemu.

Ja od zawsze byłem wielkim fanem filmów 3D, a epoki szczególnie. Chylę więc czoła przed twórcami i gratuluję wspaniałego pomysłu oraz wykonania w najwyższej jakości. Widać, że część trzecia jest przemyślana i dlatego warto ją obejrzeć. Nawet jeśli nie wybierzecie się do kina, to jeśli kiedyś w przyszłości napatoczy się okazja do obejrzenia tej części, to nie zastanawiajcie się zbyt długo, bo myślę, że każdemu fanowi epoki spodoba się również ta część. Maniek doczekał się potomstwa, a Sid za wszelką cenę chciał wychować trzy małe dinozaury – to krótkie zdanie mówi samo za siebie o tym, czego można spodziewać się w filmie.

Polecam, choć nikt nie płaci mi za reklamę tego filmu :)

Michał Cieślak

15. Sierpień 2009 przez Michał Cieślak
Kategorie: Film, Nałogi | Tagi: , , , , | 3 komentarzy

Czy handlowanie zabawkami jest fajne?

Jako sprzedawca zabawek mogę odpowiedzieć na to pytanie bez zastanowienia. Odpowiedź będzie następująca: tak, ale i nie jednocześnie. Dlaczego tak jest, postaram się opisać poniżej, biorąc pod uwagę swoje doświadczenie w tej dziedzinie (choć jeszcze nie jest ono bardzo bogate), a także doświadczenie z innej branży, jaką jest motoryzacja (a dokładnie sprzedaż części).

Zabawki.

Jeśli chodzi o zabawki, to oczywiście wielką frajdą jest, gdy zamawia się nowy towar. Jako dziecko chyba każdy chciał mieć dużo zabawek -będąc właścicielem sklepu z zabawkami, w pewnym sensie tak właśnie jest: ma się ich dużo. Zwłaszcza, gdy się nie za bardzo chcą sprzedawać. Tak, czy inaczej, każda nowa partia towaru, to żywiołowe oglądanie i podziwianie co też producenci nowego wymyślili. I tak np. zabawki Hasbro, takie jak choćby Nerf, są tak kuszące, że aż chciałoby się je rozpakować i zacząć strzelać z żoną i synem (zwłaszcza strzelać do żony ;)).  Ale niestety handlowanie nie jest tym samym, co posiadanie.

Niby zabawek ma się dużo, ale przecież nie można się nimi pobawić. Na dodatek, należy wydać sporo pieniędzy, by zapełnić magazyn zabawkami. I tu pojawia się problem. Które zabawki będą się sprzedawać dobrze, a które nie. Gdy jeszcze nie mieliśmy żadnego doświadczenia, a od czegoś trzeba było zacząć, zrobiliśmy pierwsze zamówienie za sporą kwotę. Niestety polegało ono na tym, że ze strony hurtowni wybieraliśmy co nam się tylko spodobało. Czyli: może trochę tego, trochę tamtego. I tak powstało pierwsze zamówienie. Niestety do dzisiaj mamy na magazynie zabawki, które się z tego pierwszego zamówienia nie sprzedały i już pewnie się nie sprzedadzą.

Drugi problem, w handlu zabawkami jest taki, że nigdy nie wiadomo, czy dana zabawka będzie jeszcze w przyszłości dostępna (i kiedy będzie). Wyobraźmy sobie, że w jednym zamówieniu przychodzą figurki Littlest Pet Shop – które dodajemy na stronę, robimy zdjęcia, opisujemy, etc. Figurki przychodzą w paczkach pakowane po np. 6 sztuk, gdzie w jednej paczce jest sześć różnych figurek. Na stronę dodajemy oczywiście każdą z osobna. Przyjmijmy, że 4 się sprzedały, a zostały dwie. Przychodzi klient, który chciałby akurat jedną z tych, które już się sprzedały. Zamawiamy więc kolejny karton i znów zostają nam dwie te same figurki. Po 10 zamówieniach, mamy 10 figurek, które się nie sprzedają, a klienci ciągle chcą tylko 4 pozostałe. I tak to się niestety często odbywa.

Pozytywnym jednak aspektem handlu zabawkami, jest fakt, że mało który klient chce coś zwrócić. Jeśli już wybierze zabawkę, to zazwyczaj nie będzie jej zabierał dziecku i oddawał do sklepu. Więc przynajmniej z tym nie ma problemu. I oczywiście dochodzi jeszcze ta pozytywna cecha sprzedaży zabawek, że jeśli coś nam zostanie, to zawsze możemy dać zabawkę komuś w prezencie ;)

Części.

Wspomniałem na początku, że będzie tutaj porównanie do handlu częściami samochodowymi. I będzie. Otóż z moich obserwacji wynika, że sprzedawanie części jest zadaniem o wiele bardziej skomplikowanym. Być może dzięki temu też jest bardziej dochodowym zajęciem, ale żeby taki handel miał miejsce, trzeba przede wszystkim się znać. Weźmy takie na przykład czujniki ciśnienia oleju – wszystkie wyglądają podobnie, ale jednak nie są tym samym. W przypadku zabawek, jeśli nawet się pomylimy, to klient i tak pewnie zaakceptuje zabawkę, która sprawi dziecku radość. Natomiast w przypadku części – jeśli sprzedasz złą część – zwrot i brak zadowolenia u klienta gwarantowany.

W przypadku sprzedaży części przez internet, dochodzi jeszcze jeden istotny problem.  Spójrzmy przykładowo na drzwi do samochodów francuskich, czy też nawet ogólnie na drzwi do samochodów. Ich gabaryty sprawiają, że trzeba się sporo namęczyć, by je zapakować – a druga sprawa, że koszty wysyłki będą w tym przypadku znacznie większe. A zatem każda część musi być indywidualnie wyceniana, właśnie ze względu na różne koszty przesyłki. Sami klienci i tak zawsze wybierają najtańszy sposób dostawy, nie patrząć na to, że np. dotyczy on towaru o wadze poniżej 5 kilogramów.

Kolejny problem, to odpowiednie zabezpieczenie towaru przed uszkodzeniem. O ile w przypadku zabawek nie ma z tym problemu, bo zazwyczaj są one z tworzywa sztucznego i nie ma tam skomplikowanych mechanizmów, o tyle w przypadku części samochodowych, jest to jedna z ważniejszych rzeczy podczas handlu przez internet. Takie lusterka, czy alternatory muszą być tak zabezpieczone, by nic się w nich nie uszkodziło, bo inaczej będą tylko stratą. Raz, że klient nie przyjmie takiej części, a dwa, że nie będzie jej można już więcej sprzedać. A zatem sprzedawca jest do tyłu zarówno o koszt części, jak i o koszt wysyłki w dwie strony.

Konkluzja.

Można śmiało powiedzieć, że handel zabawkami jest znacznie łatwiejszy i przyjemniejszy. Ma swoje złe strony i problemy, ale są one niczym w stosunku do sprzedaży części samochodowych (ale też zapewne innych artykułów, wymagających fachowej wiedzy).

Michał Cieślak

11. Sierpień 2009 przez Michał Cieślak
Kategorie: Handel | Tagi: , , | Napisz komentarz

Uczniacy.pl – nasza nowa strona

I tak oto w dniu dzisiejszym udało nam się uruchomić kolejną stronę. Tym razem jest to strona o tematyce studiów i uczelni wyższych. Uczniacy.pl to nic innego, jak zestawienie wyższych uczelni w naszym kraju.

Lista nie jest jeszcze całkiem aktualna i uzupełniona, ale sama strona wydaje się być już gotowa. Uczelnie, oprócz opisu podstawowego, mają również mocno rozbudowaną listę kierunków i specjalizacji – wraz z informacjami na temat rodzaju studiów. Wszystko to będzie teraz aktualizowane, więc na gotową litę przyjdzie jeszcze poczekać. Jest tam oczywiście również uczelnia bardzo mi bliska, czyli Politechnika Krakowska.

Uczelnie można przeglądać na podstawie województwa. Przykładowo możemy wyświetlić uczelnie z województwa śląskiego. Gdy już znajdziemy się w województwie, naszym oczom ukarze się lista uczelni oraz krótka charakterystyka województwa. Jest tam również lista miast, które możemy kliknąć, by zawęzić zakres naszych poszukiwań. I tak możemy zobaczyć przykładowo uczelnie w Katowicach.

Jest również możliwość wyświetlania uczelni na podstawie dziedziny naukowej, w kierunku jakiej można się wykształcić na danej uczelni. I tak np. na wspomnianej już PK możemy wykształcić się w dziedzinie naukowej, jaką jest architektura. Również bardzo mi bliska, gdyż to właśnie ten kierunek studiuję (ciągle i wciąż na 4 roku będąc).  Kolejną możliwością jest wyświetlenie tylko uczelni Pańtwowych lub wszystkich pozostałych (których jest znacznie więcej).

Jeśli nie uda się dotrzeć do szukanej uczelni, można również skorzystać z wyszukiwarki. Oprócz uczelni, na stronie znajdują się również inne działy. I tak oto jest przykładowo dział z grami flash, który będzie systematycznie wzbogacany o nowe gry. Już teraz mogę zdradzić, że planujemy uruchomić konkurs dla aktywnych osób. Nagrody otrzymają te osoby, które dodadzą najwięcej gier i najlepiej opisanych.

Do tego wszystkiego jest jeszcze forum dla studentów. W planach są dalsze działy, które mogą pasować tematycznie do studiów i spraw z tym związanych. I tak powinny powstać jeszcze np. dział z ofertami pracy dla studentów, z kwaterami i mieszkaniami, a także np. lista lokali gastronomicznych, w których można coś zjeść lub się dobrze bawić. Ale to dopiero w przyszłości.

Zapraszam więc na stronę Uczniacy.pl

Michał Cieślak

ps. A już niedługo pojawi się LetsPuzzle.com i również konkurs z nagrodami!

09. Sierpień 2009 przez Michał Cieślak
Kategorie: Wirtualny Świat | Tagi: , , | Napisz komentarz

Ach ten czas.

Jak to jest z tym czasem? Często słyszy się, że ktoś nie ma czasu na to, czy na tamto. Ludzie mówią, że nie mogą iść do kina czy na spacer, bo nie mają kiedy. Albo nie ma czasu na zreperowanie starego telewizora, czy też przyszycie guzika do spodni. Nie ma czasu na spotkanie się ze znajomymi, a nawet z najbliższą rodziną.

Dlaczego?

Dlaczego tak mało czasu mamy i czy rzeczywiście taka jest prawda? Nie tak dawno sam uważałem, że nie mam na nic czasu. Ciągle  tylko praca, praca i praca. Wstawałem rano (zresztą dalej to tak wygląda) i siadałem przy komputerze. Kilka przerw na mycie, jedzenie, i tym podobne rzeczy, ale generalnie ciągle komputer. I tak do późnej nocy. Wydaje się, że rzeczywiście nie ma tutaj czasu na nic, skoro ktoś tyle pracuje. Gdy jednak przeanalizowałem sobie cały ten mój czas, to zauważyłem, że wcale nie pracuję cały dzień. Otóż okazuje się, że w ciągu dnia robię wiele rzeczy, które nie są pracą. A to np. czytam jakieś forum, a to odpisuje na jakimś forum, a to czytam artykuły, a to piszę artykuły (choć to akurat chyba praca). Albo dodając jakąś grę, gram w nią dłużej, niż jest to konieczne w celu przetestowania jej. Albo to zaś odpływam myślami gdzieś indziej, zamiast pracować, i dopiero po kilku minutach znów skupiam się na pracy.

Czy rzeczywiście tyle zajmuje nam praca i inne obowiązki?

Gdyby cały mój czas pracy zliczyć tylko na podstawie rzeczywistego czasu na nią przeznaczonego (na prawdziwą pracę), to okazuje się, że te kilka godzin dziennie wcale nie są poświęcane pracy. A zatem z czym tutaj jest problem? Dlaczego nie mam czasu na zabawę z synem w takiej ilości, jaką on ode mnie oczekuje? Wszystko związane jest z organizacją naszego czasu. Wystarczy wszystko sobie dokładniej zaplanować, przemyśleć i wykonać zgodnie z planem, a wtedy wszystko staje się prostrze. Jeśli nie wstajemy systematycznie, codziennie o tej samej godzinie, to już tracimy na tym czas, gdyż każdy dzień musimy od nowa planować. Zmienia się nam godzina rozpoczęcia, a to powoduje, że cała praca również musi ulec zmianie. W innej porze wypadnie obiad, w innej trzeba będzie obsłużyć klientów, i tak wiele rzeczy w ciągu dnia zostanie zmienione.

Chęci, chęci, chęci…

Inny aspekt całej sprawy, to kwestia chęci. Prawda jest taka, że każdy cierpi (w mniejszym lub większym stopniu) na brak czasu. Ale to tylko słowa, gdyż rzeczywistość często sprowadza się do braku chęci, by ten czas rzeczywiście znaleźć. W moim życiu czas to ciągła kwestia wyboru. Mam tak dużo zajęć i pracy i możliwości spędzania czasu, że muszę wybierać co chcę w danej chwili, czy w danym okresie robić. I tak zapewne ma większość ludzi. Problem w tym, że często wybieramy rzeczy nie koniecznie takie, jakie byłyby dla nas najlepsze. Może zamiast pracować cały dzień, lepiej pracować kilka godzin i jednocześnie odzyskany czas spędzić z rodziną czy znajomymi.

Najbardziej nie lubię, gdy brakiem czasu wykręcają się osoby, które pracują na etacie w danej firmie. Nie bardzo potrafię zrozumieć, że ktoś kto idzie do pracy na 8 godzin, nie znajdzie w ciągu całego tygodnia nawet kilku godzin, by spotkać się z przyjaciółmi. A niestety takich osób jest bardzo dużo. Jeśli nawet praca razem z dojazdem zabiera około 10 godzin, to pozostaje jeszcze 14 z całej doby, a to więcej, niż cała ta praca zajmuje. Przy założeniu, że spać należy 8 godzin w ciągu doby, to wciąż pozostaje jeszcze sześć, które można dowolnie zagospodarować. Oczywiście należy jeszcze odliczyć jakieś 2 godziny na posiłki i sprawy codzinne (zmywanie, mycie zębów, toaleta, etc). Ale nawet po odliczeniu tego, pozostaje jeszcze 4 godziny, które można zagospodarować w jakiś przyjemny sposób.

Reasumując. Brak czasu to tylko słowo. Rzeczywisty powód powinien brzmieć: brak chęci. Sami decydujemy o tym, na co przeznaczymy nasz czas. Jeśli mamy dużo zajęć w ciągu dnia, to być może część z nich można zrobić szybciej lub skumulować je w kilka dni w tygodniu, by pozostałe z nich mieć wolne od pracy. A zatem, zanim znów powiecie komuś, że nie macie czasu się z nim spotkać, zastanówcie się, czy rzeczywiście nie macie czasu, czy też wolicie spędzić go jakoś inaczej, np. przed telewizorem, o czym pisałem już wcześniej.

Na koniec chciałbym Wam życzyć dużej ilości czasu, który możecie przeznaczyć na te rzeczy, na które zazwyczaj uważacie, że tego czasu Wam brakuje. Sobie również tego życzę :)

Michał Cieślak

04. Sierpień 2009 przez Michał Cieślak
Kategorie: Człowiek | Tagi: | 1 Komentarz

Michael Jackson i zarabianie na czyjejś śmierci

Postanowiłem napisać słów kilka na temat tego człowieka, gdyż w pewnym sensie był mi on bliski. Pamiętam, gdy była moja I Komunia Święta, dostałem taki całkiem spory magnetofon. W związku z tym zaistniała potrzeba dokupienia kaset, które mógłbym słuchać z tego sprzętu. I właśnie wtedy kupiłem sobie m.in. kasetę Michael’a Jackson’a. Myślę, że istotny wpływ również miał fakt, iż jego imię było takie samo jak moje.

W ostatnich latach mieliśmy okazję widzieć, jak powoli upada coraz niżej. Ludzie zaczęli się od niego i od jego muzyki odwracać. W pewnym momencie nawet niektórzy wstydzili się przyznać, że jeszcze słuchają jego piosenek. Ja jednak odkąd tylko polubiłem jego piosenki, pozostałem na tym samym stanowisku. Takie utwory jak Bad, czy Black or White są ponadczasowe. Na dodatek większość z nich jest bardzo dynamiczna i nogi same podrywają się do tańczenia w rytmie, który jest bardzo dobrze wyczuwalny. Jak dla mnie jest to swego rodzaju fenomen muzyczny.

I nie pisałbym oczywiście o tym, gdyby nie fakt, że ten artysta umarł kilka tygodni temu. W związku z jego śmiercią pojawiły się możliwości zarobkowe i tak np. sieć kin Multikino zorganizowała wieczorne seanse, na których był wyświetlany jeden jego koncert oraz kilka teledysków (dodam, że byłem tam osobiście i to co było prezentowane, było do użytku domowego, więc nie wiem dlaczego puszczali to w kinie). I tutaj nasuwa się pytanie, czy zarabianie na czyjejś śmierci jest etyczne?

Ktoś umiera, ktoś zarabia

Rzadko porusza się ten temat, gdyż taka jest nasza codzienność. Co chwilę ktoś umiera, a ktoś inny na tej śmierci zarabia. Gdy umiera jeden człowiek, kilka osób na tym zyskuje: producent trumien, producent nagrobków, czasem ksiądz, właściciel restauracji, w której jest stypa, kwiaciarnia, itp. I w zasadzie tutaj nikt się tym bardzo nie przejmuje. Ktoś te rzeczy musi zrobić (choć oczywiście nie wszystkie są niezbędne, ale sami się na nie godzimy, jako np. rodzina zmarłej osoby). Ale co się dzieje, gdy umiera ktoś znany? Wtedy biznes kwitnie o wiele lepiej. Wystarczy zauważyć np. ile sprzedało się kwiatów, gdy zmarła księżna Diana. Ile sprzedało się pamiątek z wizerunkiem Jana Pawła II, zaraz po jego śmierci. Właściciele hoteli, pensjonatów czy innych noclegowni podnieśli nawet specjalnie ceny, na czas pogrzebu. Gdy zmarł Jackson krocie zaczęły zarabiać wytwórnie płyt, większe sklepy muzyczne, gazety sprzedające nowinki na temat jego śmierci, itp. Nawet pojawiły się w sieci reklamy stron, które dotyczyły tematyki śmierci, a ich reklamy wyświetlały się właśnie na stronach z informacjami o śmierci piosenkarza. Wspomniane już Multikino również zapragnęło na tej śmierci zarobić, bo gdyby nie ona, w czwartkowy wieczór nie byłoby szans zapełnić tylu sal kinowych jednocześnie, puszczając stary koncert i teledyski znane już większości zgromadzonych tam osób. Przed jego śmiercią pewnie jedną salę byłoby ciężko zapełnić.

Co z etyką i szacunkiem dla zmarłego?

I tu przychodzi czas na zadanie sobie pytań. Czy jest to świat w jakim chcemy żyć? Czy to wszystko ma sens i ma na celu upamiętnienie śmierci tych ludzi, czy jest tylko zwykłym wyciąganiem pieniędzy od ludzi? Z jednej strony chciałbym, żeby ludzie byli wolni i mogli robić takie rzeczy, na jakie mają ochotę. Więc jeśli ktoś chce zarobić, to proszę bardzo. Z drugiej zaś strony wydaje mi się, że jednak czasem przekraczane są zasady etyki czy moralności. Ten sam problem pojawia się np. gdy aktor umiera pod koniec kręcenia scen do filmu. Czy taki film powinien być puszczony i zarabiać na tym, że aktor już nie żyje. Pamiętacie śmierć  aktora, który zagrał w Mrocznym Rycerzu (Heath Ledger). Czy ten film odniósłby tak duży sukces kasowy gdyby nie jego śmierć? Tego nie jesteśmy w stanie stwierdzić, ale możemy się zastanowić, czy zarabione w ten sposób pieniądze są zarobione w sposób godny i etyczny.

Być może powyższe pytania nie mają sensu i większość ludzi powie, że nie ma w tym nic złego. Być może tak właśnie jest. Choć jak nie zupełnie się z tym zgodzę. Ostatnio miałem potrzebę wymyślenia kilku gier reklamujących pewien serial i przyszedł mi do głowy dość ciekawy (z punktu widzienia reklamy) pomysł. Ale aktorka, której wizerunek miałby być użyty w tej grze, już nie żyje. I z tego powodu pojawiły się u mnie wątpliwości, czy powinienem w ogóle ten pomysł wziąć pod rozważania. Ostatecznie podjąłem decyzję, że nie wypada robić takiej gry, choć być może jej sukces byłby znacznie większy, między innymi właśnie dlatego, że już nie żyje.

A jakie jest Wasze zdanie na ten temat?

Michał Cieślak

01. Sierpień 2009 przez Michał Cieślak
Kategorie: Człowiek | Tagi: , , | Napisz komentarz

← Starsze posty

Nowsze posty →

Visit Us On FacebookVisit Us On LinkedinVisit Us On TwitterVisit Us On Google PlusVisit Us On PinterestVisit Us On YoutubeCheck Our Feed